poniedziałek, 12 września 2016

Uciec stąd jak najdalej...

Mam wrażenie, że sporo bliskich mi osób (o których myślałam, że są mi bliskie) odwróciło się ode mnie gdy rozstałam się z Narzeczonym. Relacje z siostrą i szwagrem zdecydowanie się pogorszyły.
Nawet najlepszy kolega  w pracy przestał ze mną rozmawiać jak kiedyś :(
Nie wiem czy da się to jakoś naprawić, ale źle się z tym czuję.
Może czas zmienić pracę, towarzystwo...












Może te osoby wcale jednak nie są tak bliskie jak o nich myślałam do tej pory?
Odważyłam się zmienić coś w swoim życiu i nie tkwić dłużej w związku w którym nie byłam szczęśliwa, a za to obrywam teraz. Tak nie powinno być :(



Najchętniej bym się spakowała i zaczęła nowe życie gdzieś daleko... :(
Bo to nie tak, że uciekam od problemów.
Po prostu, okazało się, że nie mam dla kogo tu być. Nic mnie tu nie trzyma.
Psa i koty mogę zabrać ze sobą.
Tylko one kochają mnie bez względu na to jakie podejmuje decyzje w życiu...

piątek, 10 czerwca 2016

głupia ja :(

Ehhhh, jaka ja głupia byłam rezygnując z kogoś kto mnie kochał i chciał spędzić ze mną reszte życia, dla kogoś kto jest kłamcą :(

sobota, 4 czerwca 2016

Stara miłość nie rdzewieje?

Mateusz,
wiesz, że jesteś tym pierwszym, któremu wyznałam miłość, prawda?
Pierwszym który skradł moje serce.
I chociaż byliśmy razem przez niecały miesiąc i to prawie 16 lat temu, to cały czas jesteś w moich myślach.
Bo zawsze będę się zastanawiać "co by było gdyby... jednak nam się udało".
Sprawy jednak potoczyły się nie do końca tak jak byśmy chcieli. Widocznie nie byliśmy sobie pisani. Nie wtedy.
A teraz? Teraz chciałabym mieć w Tobie chociaż oparcie jak w przyjacielu.
Nie jesteśmy sobie obojętni. Wiem to i czuję. Wiem, że jestem dla Ciebie kimś ważnym.
Bycie z kimś to trudna sprawa. Nie jest łatwo komuś zaufać tak w 100%, gdy tyle razy zostaliśmy zranieni, oszukani.

Przez te szesnaście lat zawsze byłeś w moim życiu. Zdarzały się miesiące ciszy, totalnego milczenia, ale wcześniej czy później, któreś z nas pisało smsa, albo puszczało chociaż "strzałkę" na znak, że jest, że żyje, że tęskni...
I chociaż nie było nam dane spróbować drugi raz być razem, zobaczyć czy jesteśmy sobie przeznaczeni, to zawsze będziesz mi bliski.
Bo nigdy nie zapomina się pierwszej miłości. Pierwszego złamanego serca. Pierwszych wylanych łez z powodu nieszczęśliwej miłości...



Mati, byłeś pierwszym dla którego chciałam rzucić wszystko, przeprowadzić się nawet na koniec świata, kupić bilet w jedną stronę...
Byłeś adresatem każdego najpiękniejszego marzenia...

piątek, 3 czerwca 2016

Refleksja urodzinowa

Niedługo obchodzę swoje 27 urodziny i naszła mnie taka okropnie dolinująca refleksja, że nie zrobiłam nic sensownego w swoim życiu. Mam pracę, za którą jakoś specjalnie nie przepadam. Perspektyw na zmiany za bardzo nie mam, bo nie mam pomysłu na siebie. Nie wiem co chciałabym robić. Aktualnie jedne co sprawia mi przyjemność to spacery z moim jedenastoletnim psem i jeżdżenie na rowerze.

Dobija mnie codzienność. Każdy dzień wygląda tak samo. Budzik dzwoni o 5:10. Wstaje jakieś 10 minut później, bo nie mam siły podnieść się z łóżka.
Idę się umyć, ubrać, robię delikatny makijaż żeby przykryć pewne niedoskonałości i zmęczenie. Wychodzę z psem na prawie godzinny spacer. Wracam. Sprzątam trochę w domu. Robię kanapki do pracy dla Niego. Budzę go o 6:30. Jedziemy razem rowerami do pracy. Od 8 do 16 staram się udawać, że wszystko u mnie ok, że jestem szczęśliwa i zadowolona ze swojego życia. Chwilę przed 16 wychodzę i jadę do domu. Wychodzę z psem na popołudniowy spacer. Takie 15 minut. Gotuje obiad. Zjem. Pozmywam. Poczytam trochę artykułów w sieci, zrobię pranie. Czasem pogram w coś, przeczytam jakąś książkę.
O 18 daje kolacje psu i koło 19 wychodzimy na wieczorny długi spacer. Chodzimy do pobliskiego parku, ale mój pies nie jest zbyt towarzyski (jak ja z resztą), więc unikamy innych ludzi i psów. Każde takie spotkanie kończy się szczekaniem i pokazywaniem zębów (przez mojego psa, nie przeze mnie). Jak wrócimy, to idę po prysznic, zakładam pidżamę. Trochę jeszcze ogarnę w domu i około 22 kładę się spać, by następnego dnia zacząć dokładnie ten sam schemat...
Przytłacza mnie to, serio. Ale nie wiem jak to zmienić.

W tych codziennych sprawach towarzyszy mi ON, bo od niedawna mieszkamy razem.
Niby jest fajnie, ale jednak czegoś brakuje...

Powinnam docenić to co mam, cieszyć się z małych rzeczy, z drobiazgów.
Z tego, że mam gdzie mieszkać, że mam pracę i cieszę się dobrym zdrowiem, że mam Kogoś kto mnie kocha i chce ze mną być na dobre i na złe...
Powinnam, ale nie potrafię :(

środa, 1 czerwca 2016

Strach

Pogubiłam się już w tym wszystkim, wiesz?
Chciałabym zacząć żyć dalej, bez M. i znów być szczęśliwa, ale nie potrafię.
A może po prostu nie chcę go usunąć ze swojej głowy?

Ten nowy "Ktoś" bardzo się stara żebym była szczęśliwa i żebym czuła się kochana na każdym kroku. Ale to nie takie łatwe, gdy w myślach jest były partner...

Boję się co raz bardziej, że nigdy się nie wyleczę z miłości do M.
Bardzo się tego boję :(

wtorek, 31 maja 2016

Czy warto walczyć o miłość?

A może powinnam walczyć o niego?
Może powinnam zrobić co tylko potrafię by go odzyskać i znów z nim być?
Siłą go nie zatrzymam przy sobie.
Bo przecież gdyby mnie kochał to by okazał w jakiś sposób, prawda?
Czy to milczenie i całkowite odsunięcie się ode mnie, też może być próbą okazania miłości?
W końcu każdy inaczej okazuje uczucia...

Okłamuje się, prawda?
On nie wróci. On już mnie nie kocha.
Lepiej mu beze mnie :(

Najwyższa pora zdać sobie z tego sprawę...


poniedziałek, 30 maja 2016

Wstęp

Po ponad pięciu latach rozstałam się ze swoim narzeczonym.
Uczucie między nami już dawno się wypaliło i w pewnym momencie doszliśmy do wniosku (a może tylko ja doszłam do takiego wniosku?), że dobrze nam zrobi rozłąka.
Narastające problemy finansowe nie polepszały sytuacji między nami.
I w ten sposób, po roku wynajmowania razem mieszkania w Poznaniu, każde z nas, wróciło do rodzinnego domu.
O tyle o ile na początku uważałam faktycznie, że to dobry pomysł, że odbijemy się finansowo mieszkając z rodziną i może za jakiś czas znów będzie lepiej między nami, tak po dwóch miesiącach bez niego, czuję się strasznie samotna.
Rzadko do siebie dzwonimy i piszemy. Nie spotykamy się właściwie w ogóle. Każdy ma swoje życie.
Ja po miesiącu mieszkania z rodzicami wyprowadziłam się od nich, bo jednak nie było u nich miejsca dla mnie i byłam tylko problemem.

Strasznie tęsknie za M.
Brakuje mi go niesamowicie. Chciałabym się do niego przytulić, opowiedzieć mu o tym co u mnie i w ogóle...
Dzwoniłam dziś nawet do niego żeby go usłyszeć, ale przez całe 7 minut rozmowy mówił cały czas o sobie.
Nawet nie zapytał co u mnie.
I tak dochodzę właśnie do wniosku, że nie ma sensu chyba dłużej utrzymywać takiej znajomości.
Myślę, że przestał mnie już kochać, albo nie potrafi po prostu tego okazać... Sama nie wiem.

Ponad pięć lat spędzonych razem. Spory kawał czasu - nie ma co ukrywać. Przeżyliśmy ze sobą całą masę wspaniałych chwil, których nigdy nie zapomnę.
Byliśmy razem ze sobą w wielu dobrych i tych złych momentach. A teraz go nie ma. Skończyło się.

Może kiedyś, może za jakiś czas będzie chciał się spotkać, albo chociaż się odezwię?
Tego nie wiem...

Ale czas najwyższy dać sobie spokój i zacząć żyć własnym życiem.
Widocznie nie byliśmy sobie pisani.

Łatwo jest to wszystko napisać, ale wyrzucić go z myśli już jest dużo trudniej. Jest to aktualnie dla mnie wręcz niewykonalne.
Codziennie jest w moich myślach. Nie wiem ile jeszcze tak będzie, ale chciałabym się możliwie najszybciej z niego wyleczyć, wyleczyć z miłości do człowieka z którym chciałam spędzić resztę życia....



A wiesz co jest w tym najgorsze?
Próbując zapomnieć o M i o tym uczuciu którym go darzę, zaczęłam się z kimś spotykać.
Ten ktoś bardzo mnie kocha i chce ze mną być.
A ja chociaż bardzo się staram odwzajemnić to uczucie... Nie potrafię.
Chyba jeszcze za wcześnie na nową miłość:(

...bo nie przestaje się kochać tak z dnia na dzień, tak po prostu :(